poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Rozdział 5

W pizzerni bardzo miło spędziliśmy czas. Poznałam Natalkę i Kubę, którzy są bardzo fajni. W ich towarzystwie po prostu nie da się nudzić. Ciągle wymyślają jakieś nowe kawały,z których nie da się nie śmiać lub wycinają komuś numery. Ta dwójka osób jest po prostu urodzonymi komikami, naprawdę...
Po upływie 3 godzin cała nasza czwórka wyszła z budynku śmiejąc się bardzo głośno. Chyba nawet aż za głośno, bo wszyscy przechodnie nagle nie wiadomo czemu spojrzeli na nas z politowaniem.
- Dobra Natka, ja już będę się zbierał, idziesz ze mną? - spytał nagle Kuba. Ta pokiwała tylko głową  z wielkim bananem na twarzy, po czym podeszła do niego, podniosła lekko ramię i łokieć wyraźnie dając do zrozumienia chłopakowi, by zrobił to samo co ona. On jednak nie pozostał jej dłużny i wspólnie idąc równym marszem i śmiejąc się z tego co chwilę ruszyli, aż w końcu znikli za zakrętem. Mimo tego i tak długo jeszcze było ich słychać na sąsiedniej ulicy.
Zaśmialiśmy się z tego razem z Szymonem.
- Pocieszne stworzonka - powiedziałam susząc zęby.
- Taak. Nie wiem, jak można być aż tak wesołym człowiekiem. Przecież tak się nawet nie da! - powiedział Szymon, a ja wyczułam lekką nutę zazdrości w jego głosie.
- Która godzina? - spytałam.
- Jest  15: 23. A co, spieszy ci się? - udał nieco rozczarowanego.
- No wiesz, no... - miałam zamiar być wcześniej w domu, by popisać sobie z kuzynką na facebook'u, ale gdy on tak na mnie patrzył tymi swoimi pięknymi oczami, to po prostu nogi się pode mną uginały. Nie mogłam się nie zgodzić, nie potrafiłam mu odmówić - No w sumie to nie. - wydusiłam w końcu.
Chłopak chyba jednak wyczuł, że za bardzo nie mam ochoty nigdzie jeszcze iść, bo natychmiast potem zaproponował, że jak chcę to może mnie odprowadzić do domu, nie ma problemu jak nie będę chciała i, że nic się nie stanie jak sobie teraz pójdę.
Nie wiem czemu, ale w głębi duszy coś mi podpowiadało, by z nim zostać, jednak ja trwale przystawałam przy swoim.
- No to odprowadź mnie. Milej się będzie wracało z kimś w towarzystwie - i to powiedziawszy uśmiechnęłam się.
Szymon zrobił trochę smutną minkę. Domyślam się czemu, ale kuzynki przecież nie zaniedbam dla niego. Za długo ze sobą nie gadałyśmy.
- Okej - usłyszałam i poszliśmy.
Gdy doszliśmy pod mój dom podziękowałam chłopakowi za odprowadzkę i przytuliłam go na pożegnanie. On jednak nadstawił policzek i wiadomo w jakim celu podszedł do mnie bliżej. Zaśmiałam się tylko i dałam mu tego upragnionego całusa w policzek, po czym migusiem pobiegłam do swojego pokoju.
Odpaliłam kompa, włączyłam fb, Anka (kuzynka) była dostępna.
,,Mam jej tyle do opowiedzenia...'' - pomyślałam i zaczęłyśmy swoją ,,konwersację''...

czwartek, 19 kwietnia 2012

Rozdział 4

Następnego dnia obudziłam się cała mokra, zmęczona, z podkrążonymi oczami, innymi słowy - po prostu POTWÓR!!! Miałam koszmar, wspomnienia z Polski wróciły. To było okropne...
Postanowiłam więcej o tym nie myśleć, choć było to trudne, ale starałam się.
Wstałam z łóżka, założyłam swoje ulubione przeurocze wygodne kapcie w kształcie miśka, których moja mama tak nie lubiła (woli elegancję od wygody) i poszłam wziąć szybki prysznic oraz trochę się ogarnąć.
Po jakichś 15 min. wyszłam z łazienki, ubrałam się w stare dresy i zeszłam do kuchni w celu zjedzenia śniadania.
- Hej, co dzisiaj na śniadanie? - spytałam mamę stojącą przy blacie, która zalewała właśnie herbaty.
- Hej, to co widać - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
- To znaczy?
- Kanapki.
- Aha - odpowiedziałam i wzięłam się za jedzenie.
- Smacznego skarbie - usłyszałam, po czym odrzekłam ,, dzięki'' i wzięłam łyk herbaty.
Po śniadaniu postanowiłam sprawdzić facebook'a i naszą klasę, ale nie zdążyłam, bo nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Podbiegłam i ujrzałam... Szymona.
- O cześć - powiedziałam - co tutaj robisz?
- No siema. Przyszedłem cię gdzieś zabrać - i to powiedziawszy posłał mi swój boski uśmiech.
I jak tu się nie zgodzić na wyjście, gdy przed tobą stoi największy przystojniak, którego do tej pory poznałaś? Ja nie potrafię takiemu odmówić, dlatego poszłam tylko do swojego pokoju po telefon i wyszłam z nim z domu informując rodziców, że wychodzę.
- Ok córciu, tylko uważaj na siebie! - usłyszałam zatroskany głos ojca i zamknęłam za sobą drzwi.
- To gdzie mnie dzisiaj porywasz? - zapytałam chłopaka.
- Do kina, potem na pizze i na końcu poznasz moich znajomych. Też są z Polski. - odpowiedział, a ja się uśmiechnęłam.
- Fajnie się zapowiada... - powiedziałam.
- Bo będzie fajnie.
- A na jaki film idziemy do kina?
- A na co chciałabyś pójść?
- Nie wiem co leci... - zrobiłam smutną minkę.
- Ok, to zobaczymy jak już będziemy na miejscu.
W końcu jednak okazało się, że poszliśmy na horror, panicznie się go bałam. Co innego, jakby był to horror o jakichś zabijankach, morderstwach itd. Ale to były egzorcyzmy! Boję się duchów, a tu taki film musiałam oglądnąć, bo na moje nieszczęście na wszystkie inne bilety były już wykupione.
,,O ja nieszczęsna ! '' -pomyślałam, i zamknęłam ze strachu oczy.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam nagle troskliwy i opiekuńczy ton głosu Szymona - Jak chcesz, to możemy wyjść.
- Nie no, jak już zaczęłam to oglądać, to niech skończę. - odrzekłam, chociaż w myślach modliłam się, by ten film się już skończył. I to powiedziawszy przytuliłam się do niego, ponieważ scena, która teraz się odbywała była tak drastyczna, że nawet dorosły by się przestraszył.
Chłopakowi najwyraźniej to pasowało, bo objął mnie swoim ramieniem i kątem oka widziałam, jak się uśmiecha.
- O matko! - powiedziałam i ponownie zamnknęłam oczy - Sorry Szymon, ale ja nie mogę oglądać tego typu filmów, wychodzę.
Już wstawałam z krzesła, gdy on złapał mnie za rękę.
- Czekaj, idę z tobą - usłyszałam i wspólnie opuściliśmy budynek, po czym skierowaliśmy się w stronę pobliskiej pizzerni.
- Głodna? - spytał.
- Tak, a ty? - (tak wiem, wiem, przed chwilą jadłam śniadanie, ale ja mam wilczy apetyt, więc to rozumie się samo przez się...) .
Chłopak pokiwał głową i weszliśmy do pizzerni.
Tam czekali już na nas jego znajomi...

(Szymon i Aneta <3)
______________________________________________________________________________
Ten rozdział dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce, Paulinie. Pp - wiedz, że jesteś dla mnie ważna <3 ;* !!!

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Rozdział 3

W samolocie postanowiłam, że poczytam sobie książkę. Wyciągnęłam z mojej torebki moją ulubioną, pt.  ,.Niebo jest wszędzie'' Jandy Nelson i po raz 3 zaczęłam ją czytać. Za każdym razem tak mnie wciągała, że płakałam przy niej jak mops i śmiałam się jak głupia z niektórych scen. Naprawdę polecam wszystkim innym dziewczynom tę książkę, jest świetna. Ale wracając do tematu... Tak się zaczytałam, że pierwsze 3 godziny lotu spędziłam na czytaniu, przez następną godzinę rysowałam sobie śmieszne obrazki ołówkiem na kartkach tej książki, a przez kolejne 2 powtarzałam sobie słówka z ang i całą gramatykę, tak dla przypomnienia. W końcu tam mówi się tylko i wyłącznie po angielsku.                                                                                                                 Gdy samolot wylądował, pośpiesznie spakowałam słownik do torebki i wraz z rodzicami skierowałam się ku wyjściu z samolotu.
- Nareszcie, nowy rozdział życia uważam za rozpoczęty... - powiedziałam, po czym zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów.
Co z tego, że ludzie patrzyli na mnie jak na jakąś chorą umysłowo? Nie znam ich, więc mam gdzieś ich zdanie. W tamtej chwili liczyła się dla mnie tylko i wyłącznie rodzina i na nowo rozpoczęte życie.
Rodzice widząc, że pierwszy raz od tamtego nieprzyjemnego zdarzenia się uśmiecham cieszyli się razem ze mną, zrobili mi nawet zdjęcie, które - jak powiedzieli- powieszą na ścianie na honorowym miejscu w naszym nowym domu. 
Czy wspominałam już może, że jednak nie mieszkamy w New York? Mimo tego, że bardzo chciałam, aby wypadło na to miejsce, to i tak byłam uchachana, bo mieliśmy zamieszkać w Californii!!! Oh, yeah xd.      W słonecznej Californii, w Los Angeles!!! Tam mieszkają przecież sławy... 
Gdy dojechaliśmy w końcu do naszego domu, a raczej willi z basenem, oniemiałam z zachwytu. Była prześliczna, a mój pokój jeszcze lepszy. Zastanawiałam się tylko, skąd rodzice mieli na to wszystko kasę? Przecież to musiało kupę kosztować. 
Zaczęłam się rozpakowywać, wyciągnęłam wszystkie ciuchy i powkładałam do szafy (rodzice zakupili dom od razu z wyposażeniem), gdy miałam zamiar wziąć się za rozpakowywanie pamiątek, usłyszałam dzwonek od drzwi.
- Kochanie, pójdź otwórz, bo my z ojcem jesteśmy zajęci! - usłyszałam, jak woła do mnie moja mamuśka.
No nic, goście...
Otworzyłam drzwi i... oniemiałam. W progu stał przystojny blondyn, z wyglądu podobny do młodego McCartney'a. Od razu mi się spodobał.
- Hej, przyniosłem ciasto nowym sąsiadom. Domowe... - śmiesznie poruszył brwiami akcentując ostatnie słowo. Zaśmiałam się.
- Hej, wchodź. - zaproponowałam i zrobiłam mu miejsce, by mógł wejść do środka.
- Niech zgadnę, jesteś z Polski? - zapytał mnie już w ojczystym języku.
Zdziwiłam się. ,,To aż tak widać?'' - pomyślałam.
- No, no tak. Wnioskuję, że ty pewnie też - powiedziałam, a on się do mnie uśmiechnął. Miał piękny uśmiech.
- Tak, jestem Szymon. 
- Aneta, miło mi. 
- Mnie też. Sama jesteś? - zapytał rozglądając się, ale oprócz nas w pomieszczeniu nie było żywej duszy.
- Rodzice są na górze, rozpakowują się, wiesz, jak to po przeprowadzce.
- A ty nie? - zapytał patrząc mi prosto w oczy i się uśmiechnął.
- No w tej chwili jak widać nie - powiedziałam i się zaśmialiśmy.
- Dobra, to ja będę już leciał, mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. - rzekł, no co ja odpowiedziałam ,, ja też'' i poszłam się dalej rozpakowywać myśląc o nowo poznanym. 


________________________________________________________________
To tak, kolejny rozdział za nami. Myślę, że się podoba :)
Chciałabym Was jeszcze o coś poprosić, a mianowicie: JAK CZYTASZ = KOMENTUJ !!!
Dla ciebie to tylko chwila, moment, a dla mnie jest to bardzo ważne. 
Proszę Was o to... < nie zawiedźcie mnie>  ;*



niedziela, 15 kwietnia 2012

Rozdział 2

Właśnie dowiedziałam się, że przeprowadzam się do USA, prawdopodobnie na zawsze. Tak się cieszę. Nowe miejsce oznacza nowe otoczenie, nowych ludzi, nowe życie. Mam nadzieję, że wraz z przeprowadzką zapomnę chociaż w połowie o tej całej chorej sytuacji, jaka miała miejsce niedawno.
Już jutro wyjeżdżam, więc trzeba wszystko spakować dzisiaj. Szczerze mówiąc nawet nie wiem dokładnie do którego stanu się wybieram, a co dopiero do jakiej miejscowości. Prosiłam rodziców, by mi nie mówili, bo chcę, aby była to niespodzianka. Skrycie marzę tylko, by był to jednak New York.
Wyciągnęłam walizkę i spokojnie zmieściłam w niej wszystkie ciuchy (nie miałam ich za dużo, ponieważ nie lubiłam zakupów). Inne dziewczyny pewnie teraz myślą, że jestem jakaś dziwna, mam rację? Myślisz tak?
Ale mnie to nie obchodzi, bo ja to ja, a jakbym zaczęła się słuchać innych przestałabym być sobą. Moim zdaniem mam wystarczająco dużo rzeczy, by przeżyć xd. Gorzej było z pamiątkami rodzinnymi (zdjęciami, albumami, obrazami namalowanymi przez moją świętej pamięci ciocię Alę, z którą jestem, a raczej byłam bardzo przywiązana). Te rzeczy były dla mnie bardzo ważne, a ja jestem bardzo sentymentalna.
Finałowo wyszło na to, że musiałam wyciągnąć jeszcze jedną wielgachną torbę podróżną, bo za dużo miałam tych pamiątek.
- Po co ci kochanie aż tyle tego wszystkiego? I tak znając życie pewnie będzie to leżało na strychu albo pod łóżkiem i gniło, bo odstawisz to w kąt. - kłóciła się ze mną mama.
- Nieprawda. -udałam oburzoną - W takim razie po co ci aż tyle tych wszystkich twoich sukienek? I tak nie zdążysz ich wszystkich wychodzić!
Nie wiedziała co odpowiedzieć. No nic, przynajmniej następnym razem pomyśli zanim mi wyjedzie z tekstem o ,,odstawianiu''.
Spakowałam prawie wszystko. Mówię prawie, bo do osobnego pudła wrzuciłam wszystko, co kojarzyło mi się z moimi dawnymi ''przyjaciółmi'', tzn, wspólne fotki, prezenty, a nawet zabawne filmiki nagrywane, gdy nam się nudziło. Filmiki usunęłam, a wszelkie złe wspomnienia spaliłam. Chciałam o nich jak najszybciej zapomnieć. Spojrzałam na zegarek, była 21:34. Położyłam się spać, bo jutrzejszy dzień miał odmienić moje dotychczasowe życie o 180 stopni.

Nastał ranek. Obudziły mnie miłe śpiewy ptaków za oknem i promienie letniego słońca.
Zeszłam na dół, do kuchni, skąd dochodziły przemiłe zapachy. No tak, wszystko jasne - tata robi naleśniki.
A jak tata się za coś bierze, to jest to naprawdę takie jak powinno być. Po prostu uczta dla moich zmysłów.
Zjadłam chyba z 4 naleśniki z nutellą (pycha ;]). Wiem, wiem - głodomór ze mnie. Ale do prawdy nie wiem jak ja to robiłam. Mogłam jeść ile chciałam, a mimo to nie grubłam. Inne dziewczyny pewnie by się z tego cieszyły, ale ja jestem inna. Dla mnie to był kolejny dowód na to, że jestem nienormalna.

Po śniadaniu poszłam jeszcze dopakować ostatnie rzeczy, takie jak np. szczoteczka czy pasta do zębów i ze swoim bagażem zeszłam do salonu, skąd tata wynosił wszystkie walizki do auta. Byłam przeszczęśliwa, że wyjeżdżam, zresztą- pewnie każdy na moim miejscu by był.  Z tym miejscem ( w Polsce) nie łączyło mnie już nic (no może oprócz reszty rodziny) , cieszyłam się, że poznam nowych, i mam nadzieję, że już prawdziwych przyjaciół.

- To jak, gotowe? - spytał tata mnie i mamę.
Popatrzyłyśmy po sobie i chórem rzekłyśmy: MOŻEMY RUSZAĆ!
Wchodziłyśmy już do auta, gdy nagle mama przypomniała sobie, że zapomniała zamknąć okno w salonie.
No mówi się trudno, minuta czy dwie spóźnienia na lotnisko nas przecież nie zbawi.
Gdy już wróciła, tata już przekręcał kluczyk w stacyjce, gdy nagle ni stąd, ni zowąd przypomniało mu się, że zostawił telefon w kuchni.
- O matko, co jeszcze? - krzyknęłam zdenerwowana.
- Czekaj, chyba jeszcze o czymś zapomniałam...
- Mamo! - w tej chwili już nie wytrzymałam.
- A nie, chyba jednak to mam. Ok, możemy już jechać. - powiedziała i się do nas wyszczerzyła.
Tata odwzajemnił jej uśmiech i ruszyliśmy.
- No nareszcie, ileż można czekać?! - powiedziałam z ulgą, po czym wyciągnęłam telefon, podłączyłam słuchawki i zaczęłam słuchać swoją ulubioną piosenkę Jesse'go McCartney'a - Beautiful Soul.
Zaczęłam sobie ją śpiewać nie zważając na moich rodziców. Ale ja już tak mam, jak słyszę piosenki, które lubię to zaczynam śpiewać, czy tego chcę, czy też nie. To jest silniejsze ode mnie. W końcu od zawsze uważałam, że muzyka wyraża nas bardziej niż jakiekolwiek słowa. W pewnym momencie zasnęłam i śniłam o tym, że spotykam Jesse'go w Ameryce. Wiem, głupi sen, ale co ja na to poradzę? Jaki osobnik, taki sen, no nie? 
Po 2 godzinach obudziła mnie mama, mówiąc, że już dojechaliśmy na lotnisko. Trochę byłam na nią wkurzona, bo obudziła mnie dokładnie w momencie, kiedy nasze usta (moje i Jesse'go miały się połączyć w gorącym i namiętnym pocałunku). Ach te nasze mamy, one dokładnie wiedzą kiedy nam przerwać...
__________________________________________________________
A teraz taka mała ciekawostka: ta piosenka jest też jedną z moich ulubionych piosenek.
Pzdr ;*

Rozdział 1

,,Nie ma to jak wakacje, kolonie, wypady za miasto itp. ze znajomymi. Wspólne wygłupy, zabawy, a przy tym mnóstwo śmiechu. Niesamowite wspomnienia i niezwykłe przygody. Ta cała radość jaka wtedy panuje, ta atmosfera w sumie sama w sobie jest szczęściem. Niech każdy to wie, zanim skrzywdzi bliską mu osobę, najlepszego przyjaciela...''
- Ale ja już nie mam przyjaciół. - wykrzyczałam.
Moją mamę zamurowało.
- Ale jak to nie masz? - zapytała z przejęciem moja rodzicielka.
- Tak po prostu, byli, ale sobie poszli, nie mam. - powiedziałam i się rozpłakałam.
Nagle poczułam, jak mama przytula mnie do siebie. Już nic nie mówiła, tylko zaczęła płakać razem ze mną.
- Po tym co mi zrobili nie mam nawet siły o nich myśleć, a co dopiero dalej się z nimi przyjaźnić, o ile tamto ''coś'' można było nazwać przyjaźnią. Bardziej chorą, toksyczną zazdrością żywioną do mnie nie wiadomo za co. Bawili się mną jak chcieli, a ja byłam na tyle głupia, że nic nie widziałam. - wypłakałam jej na ramieniu, już miała prawie całą sukienkę mokrą od moich łez.
- Co oni ci zrobili? - znienacka usłyszałam przerażony głos mojego ojca, który ni stąd, ni zowąd zjawił się w moim pokoju.
Moja mama posłała mordercze spojrzenie tacie, na co on podszedł i przytulił nas dwie mocno do siebie, a mi jeszcze bardziej chciało się płakać.
Opowiedziałam mu całą historię.
- Jak dorwę gnojków to radzę im już pisać testament, bo ich matka w domu nie pozna, o ile jeszcze w ogóle będą żyć! - usłyszałam pełen gniewu głos ojca, który już kierował się w stronę auta, by ich złapać i prawdopodobnie zabić.
- Tato, nie! Nie rób tego! - krzyknęłam, nie chciałam aby mój ojciec poszedł siedzieć za czyn, który....ugh, wolę nawet o tym nie myśleć. W sumie należałoby im się, ale nie chciałam się zniżać do ich poziomu.
On tylko odwrócił się w moją stronę i widząc moje zapłakane oczy oraz matkę pełną przerażenia postanowił, że tak nie można dalej żyć, trzeba coś zrobić ale nie w ten sposób.
Ale może od początku, wyjaśnię o co w tym wszystkim chodzi. A mianowicie:
Miałam wspaniałych przyjaciół (przynajmniej tak uważałam, ale do czasu), którym bezgranicznie ufałam i wierzyłam we wszystko. Nawet by mi nigdy do głowy nie przyszło, że mnie okłamią, a co dopiero to co właśnie zrobili, ale do rzeczy... Marcin - mój bardzo bliski kumpel, w którym się zakochałam zaprosił mnie na spacer. Zgodziłam się bez wahania. Przyszedł po mnie do domu i zaczęliśmy iść w stronę jakiegoś dziwnego miejsca, w którym jeszcze nigdy nie byłam. Było fantastycznie, to miejsce wydawało się być magiczne, z dala od codziennego świata, nikogo oprócz nas tam nie było, czułam się jak w raju. Jednak okazało się, że zaprosił tam też Oskara, mojego najlepszego przyjaciela, który mnie kochał -jak twierdził - nad życie. Wiedziałam o tym, ale moja miłość do niego była taka bardziej jak do brata niż do chłopaka, ale on mimo wszystko, wiedząc o tym, nie przestawał o mnie myśleć, śnić i marzyć. Oprócz Oskara była tam też Mika, kumpela, z którą we czwórkę tworzyliśmy taką jakby paczkę. Nie wiedziałam o tym, że oni tam są. Nagle usłyszałam szept Marcina przy moim uchu: ,,Czy ty na serio myślałaś, że JA kiedykolwiek będę z tobą? Dla mnie jesteś tylko i wyłącznie zabawką, i nie, nic nie mów, bo jeszcze z tobą nie skończyłem''. Czułam, jak spływają mi łzy po policzku i nogi się pode mną uginały. Chciałam stamtąd uciec, ale on mnie mocno złapał i zaczął się do mnie dobierać. Próbowałam krzyczeć, ale on zacisnął mi usta swoją dłonią.Próbowałam się bronić, ale na nic moje starania i wysiłek, on był ode mnie wyższy i silniejszy, od razu byłam na przegranej pozycji. Gdy już miało dojść do najgorszego zobaczyłam, jak Oskar się temu przygląda i w międzyczasie całuje się z Miką. I on mi niby mówił, że jest we mnie zakochany i kocha mnie nad życie?! Też mi przyjaciel!
Ale najbardziej w tym wszystkim zabolało mnie to, że przyglądali się temu całemu zajściu i nic nie robili. Ani on, ani Mika.
A ja? Ja czułam się potwornie! Mój niby ,,przyjaciel'' mnie właśnie zgwałcił.
Chciałam o tym zapomnieć, ale tego się nie da ot tak wymazać z pamięci. Takie przeżycie pozostaje w pamięci na zawsze.

KILKA DNI PÓŹNIEJ:
- Anetko? - nagle z rozmyślań nad moim życiem wyrwał mnie głos matki.
- Tak mamo? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Przeprowadzamy się - dokończył za mamę mój kochany ojczulek.
- Ale gdzie?
Moi rodzice popatrzyli po sobie, po czym wspólnie odpowiedzieli:
- Do USA...

______________________________________________________________
No więc pierwszy rozdział już jest. Myślę, że Wam się spodobał. Wszelkie uwagi i zastrzeżenia piszcie w komentarzach ;*
Pzdr

Bohaterowie

BOHATEROWIE:
Aneta
Szymon
Natalia
Kuba
(Kuba to ten po prawej ;p)
I wiele innych osób ;D
Miłego czytania...
;*

Siemanko !!! ;D

Siemanko !!! ;D
Oto mój już drugi z kolei blog. Od razu na wstępie zaznaczam, że nie będzie on o One Direction. Jeden blog o nich mi w zupełności wystarczy. Mam nadzieję, że przez to nie przestaniecie go czytać, albo co gorsza - nie zabijecie mnie ;p. No ale dobra, koniec już tych żartów. Może się wam spodoba, a wszelkie opinie na jego temat chciałabym widzieć w komentarzach ;*.
Pzdr
                                                                                                girl